
Jedna bitwa po drugiej
Ciężko najnowszy film PTA (Paula Thomasa Andersona) sprowadzić do jednej kategorii, powiedziałabym, że w pewnym sensie to kino drogi, polityczny thriller i komediodramat. Film wyładowany jest akcją od samego początku, prowadząc nas do hipnotyzującego wręcz finału. Mimo nieustannego tempa, PTA znajduje również momenty oddechu, wypełniając je satyrą i ironią. Przez pierwsze około 20 minut otrzymujemy intensywny prolog, w którym poznajemy sylwetki głównych bohaterów, członków rewolucjonistycznej grupy „French 75”, ich motywacje oraz konteksty działań. Główna linia fabularna rozpoczyna się, gdy byli rewolucjoniści muszą zmierzyć się z konsekwencjami swojej niejednoznacznej przeszłości, ścigani przez konserwatywne służby. To co w nim dostrzegam to nie polityczny manifest ani liberalny komentarz o stanie polityki w Stanach Zjednoczonych. To opowieść o jednostkach, które prowadzą walkę, w której same się zatracają. Walkę, która niekoniecznie ma swój koniec i granice, a gdy po latach dogania ich własna przeszłość już w innym zmienionym świecie, próbują ratować siebie nawzajem, pomagać nie z poczucia obowiązku a z czystej dobroci i mobilizacji. I w tym chaosie, PTA daje nam przebłysk nadziei, pokazuje, że po latach morderczej walki o wolność jest szansa w nowym pokoleniu – szansa na to, że nie popełni błędów z przeszłości, nie sprowadzi na kolejne pokolenie krwi za swoje działania. Czuję, że podczas seansu może naturalnie pojawić się wrażenie, iż PTA jest (lekko) stronniczy, jednak wewnętrznie trudno mi się z tym zgodzić. Reżyser kreśli oba ugrupowania z równą intensywnością, ukazując ich determinację w dążeniu do celu, często za cenę moralnych kompromisów - mordują, zdradzają, nie cofają się zdecydowanie nie znając granicy. Ten rytm sprawia, że na osi czasu nieustannie tracimy bohaterów, z którymi bardzo łatwo się związać, co tylko podkreśla wyśmienite aktorstwo i kunszt pisarski Andersona. Jego postacie są wyraziste, nasycone szczegółem i własnym rytmem. Film pozostawił mnie z poczuciem, że skrajności mogą być sobie równe, a to, którą stronę uznamy za słuszną, zależy od naszego wewnętrznego filtrowania tego, co chcemy zobaczyć w filmie, przez nas samych. Kończąc, biegnijcie do kina, bo „Jedna bitwa po drugiej” skrywa w sobie więcej niż moglibyście się spodziewać. Wyśmienite aktorstwo, doskonale napisane postacie, nieustanna akcja, cudowne żarty, momenty ciszy równoważące napięcie i jedna z najlepszych scen pościgu ostatnich lat kina (mini mini spojler xd). Vive la révolution! [Asia Wąchała]...





